Są takie mamy, które mają siłę i odwagę, by łączyć macierzyństwo z rozwojem zawodowym. Pracują na etacie, prowadzą własne firmy, wychowują dzieci i rozwijają się zawodowo. Po co biorą na swoje barki tak wiele obowiązków? Czy każda z mam potrzebuje odskoczni od macierzyństwa? Zapraszam na inspirującą rozmowę z aktywną zawodowo mamą, która zbudowała społeczność prawie 20.000 mam na Podbeskidziu, bo potrzebowała odskoczni od pieluch, a jej pomysł przerodził się w firmę, którą prowadzi już ponad 5 lat. Rozmowa z Anną Koczur – wydawcą i redaktor naczelną bloga, portalu i magazynu „Beskidzka Mama”, a prywatnie mamą aktywnego 4 – latka i kreatywnej 9 – latki.
Renata Zielezińska: Sama daję radę łączyć prowadzenie firmy z wychowywaniem jednego dziecka, ale jak dać radę z dwójką?
Anna Koczur: Szczerze mówiąc, jeśli miałabym wszystko zaczynać od nowa, to w mojej obecnej sytuacji, czyli pracując aktualnie na etacie i posiadając dwójkę dzieci, nie miałabym na to siły. Można powiedzieć, że wszystko w moim życiu miało swój czas i miejsce, a zaczęło się w 2013 roku, kiedy będąc mamą 1,5 rocznej Natalki, szukałam odskoczni od macierzyństwa i pracy etatowej. Czułam, że chcę osiągnąć dużo więcej. Ponadto, mogę śmiało powiedzieć, że przedsiębiorczość wyssałam z mlekiem matki. Kobiety w mojej rodzinie, zarówno mama, jak i babcia, zawsze były bardzo silne i niezależne. Przykładowo, babcia dorabiała do pracy etatowej, jeżdżąc za granicę „na handel”, a moja mama od 30 lat stoi na czele instytucji, którą zbudowała od zera. Wyrastając wśród tak silnych kobiet, chyba nie miałam wyjścia i stąd zawsze ciągnęło mnie do bycia „na swoim” 😉
Renata Zielezińska: Czy chcesz powiedzieć, że nie każdy może zostać przedsiębiorcą?
Anna Koczur: Tego nie powiedziałam, ale jednak sporo osób idzie w ślady swoich rodziców. Ja, na razie, nie czuję się na tyle niezależnym przedsiębiorcą, aby móc zrezygnować z pracy etatowej, aczkolwiek uważam, że wychowanie w duchu przedsiębiorczości ma ogromne znaczenie. Pamiętam, że już jako dziecko musiałam zarobić na swoje przyjemności. Mając jakieś 6 lat, zbierałam butelki i oddawałam je do skupu, myłam auta członkom rodziny, czy pomagałam szlifować papierem ściernym drobne elementy stolarskie, za co dziadek zawsze mi coś dorzucił do skarbonki.
Potem w pierwszej lub drugiej klasie podstawówki rozkręciłyśmy z przyjaciółką nasz pierwszy „biznes”, który polegał na sprzedaży naklejek i akcesoriów dla lalek Barbie. Były to czasy, kiedy dostęp do tego rodzaju produktów był ograniczony, dlatego dzieci chętnie je od nas kupowały. W liceum żadnej pracy się nie bałam. W okresie wakacyjnym sprzątałam, myłam okna czy też malowałam ławki, aby zarobić na wyjazd z chłopakiem czy koleżankami na wakacje. Po pierwszym roku studiów zorganizowałam dla siebie i kilku koleżanek wyjazd do Walii. Mimo ambitnych planów wylądowałam przy taśmie w fabryce mikrofalówek. To była szkoła życia. Ośmiogodzinna praca, w której trzeba było wykonywać cały czas tę samą czynność, nauczyła mnie jednego – wiedziałam, że nigdy więcej nie chcę już w ten sposób zarabiać na życie! W czasach studenckich pracowałam też jako ankieterka, opiekunka do dzieci czy korepetytorka angielskiego.
Renata Zielezińska: Kiedy poczułaś, że chcesz założyć swoją firmę i jaki miałaś pomysł?
Anna Koczur: Już na studiach z filologii angielskiej uświadomiłam sobie, że moim celem zawodowym jest założenie firmy, a dokładnie szkoły językowej dla dzieci. Po magistrze wystartowałam w projekcie unijnym na pierwszą działalność, jednak w trakcie rekrutacji dowiedziałam się, że jestem w ciąży, dlatego plany związane z rozwojem zawodowym postanowiłam odłożyć na później. Córka miała niecały rok, kiedy wróciłam do pracy na pół etatu w marketingu, ale cały czas czułam, że to nie to. Jeśli chodzi o opiekę nad Natalką, to pomagała mi w tym czasie teściowa, którą przychodziła dwa razy w tygodniu. To był układ idealny – bo miałam odskocznię od macierzyństwa, której bardzo potrzebowałam.
Mój powrót do pracy, mimo że tylko na te 2 dni w tygodniu, okupiony był jednak ogromnym stresem i wątpliwościami, ale szybko zrozumiałam, że świat się nie zawali, a taka odskocznia działa na mnie bardzo dobrze, powodując, że mam więcej energii i czuję się szczęśliwsza i bardziej spełniona. Można powiedzieć, że wtedy w moim życiu panował spokój i harmonia. Jednak nie na długo, gdyż nie lubię rutyny. W mojej głowie szybko zaczęła ponownie kiełkować myśl o czymś swoim. Praca w marketingu nauczyła mnie tworzenia stron internetowych oraz obsługi social mediów. Jednocześnie nie widziałam już siebie w moim wyuczonym zawodzie, czyli w roli anglistki, gdyż w tej pracy szybko się wypaliłam.
Renata Zielezińska: Czy to był ten moment, kiedy postanowiłaś otworzyć swoją firmę?
Anna Koczur: To był moment, kiedy stwierdziłam, że wykorzystam swoje umiejętności i spróbuję zbudować społeczność, która była mi wtedy najbliższa, czyli mam z Podbeskidzia. Nie myślałam jeszcze o założeniu działalności gospodarczej. Bardziej chodziło o to, aby dzielić z kimś trudy macierzyństwa, gdyż rok 2013 to nie był czas, że mówiło się o tym głośno. Nie miałam środków, aby zlecić komuś zrobienie pierwszej strony www, więc stworzyłam ją sama na darmowym szablonie. Pomogli mi wtedy znajomi informatycy i wszystko powoli nabierało rozpędu. Równolegle budowałam już społeczność mam na profilu Facebookowym. To wirtualne miejsce stanowiło dla mnie odskocznię i wsparcie w codziennych troskach. Było mi trochę lżej, kiedy mogłam podzielić się z innymi mamami rutyną dnia codziennego, gdyż wbrew temu, co się przyjęło, urlop macierzyński czy wychowawczy, ma niewiele wspólnego z odpoczynkiem. Dodatkowo mogłam się realizować społecznie. Skupiałam się wtedy na informowaniu o wydarzeniach dla rodzin w regionie, angażowałam się w akcje charytatywne, organizowałam różne warsztaty rękodzielnicze. Pod nazwą „Akademia Beskidzkiej Mamy”, spotykałyśmy się w sobotnie przedpołudnia z innymi mamami, aby przy rękodziele znaleźć odskocznię od dnia codziennego.
Niedługo później, odczuwając ciągły brak wiedzy z dziedziny social media, wystartowałam z cyklem „Facebook dla Kobiet”, który był prowadzony przez różnych lokalnych ekspertów z tej dziedziny. Skorzystało z niego wiele kobiet, które podobnie jak ja, próbowało promować swoje pasje, hobby czy firmy na Facebooku. To był czas, że moje działania zaczęło dostrzegać wiele lokalnych firm, w związku z czym otrzymywałam różne propozycje współpracy. Musiałam więc założyć firmę, ale zwlekałam z tym, gdyż chciałam skorzystać z dotacji unijnej. Kiedy córka miała 2,5 roku, zakwalifikowałam się w końcu do wyczekanego projektu unijnego na dofinansowanie pierwszej działalności gospodarczej. Warto było czekać, gdyż dofinansowanie sięgało 40.000 zł. Po niełatwym etapie rekrutacji i wielotygodniowych szkoleniach oraz napisaniu dobrego biznesplanu otrzymałam dofinansowanie mojego pomysłu na stworzenie profesjonalnego portalu informacyjnego, zakup laptopa, oprogramowania do obróbki graficznej oraz aparatu fotograficznego i innych sprzętów. Dodatkowe wsparcie pomostowe pozwoliło mi przez pierwsze 6 miesięcy nie zawracać sobie głowy stałymi kosztami utrzymania działalności gospodarczej, gdyż miałam je refundowane. I tak zaczęła się przygoda z własną firmą, którą prowadzę do dzisiaj.
Renata Zielezińska: Jak zatem aktualnie ogarniasz dom, gotowanie, sprzątanie, pracę zawodową, dwójkę dzieci i własną firmę? I jak wówczas normalnie funkcjonować?
Anna Koczur: Cóż… do pedantek nie należę i jak przychodzi weekend, to przyznaję bez bicia, że wolę jechać całą rodziną na wycieczkę, niż spędzać sobotnie przedpołudnie na sprzątaniu czy gotowaniu. Tak z resztą rozpoczęła się moja przygoda z blogowaniem, gdyż zaczynałam od pisania reportaży na temat destynacji naszych wycieczek po regionie. Od paru lat bloga zastąpiły już insta stories, gdzie pokazuję filmiki z pomysłami na spacer, czy wycieczki z dziećmi. Co do gotowania, to robię to sporadycznie, gdyż rutyna mnie zabija ;).
Córka je obiady w szkole, a syn ma pełne wyżywienie w przedszkolu. Zarówno mój mąż, także przedsiębiorca, jak i ja korzystamy z oferty obiadów z dowozem do miejsca pracy. Będąc w ciąży, zdecydowałam, że nie będę wykonywała żadnych obowiązków ponad moje siły, gdyż moje zdrowie jest ważniejsze i zatrudniłam wówczas panią do sprzątania, która przychodziła początkowo raz w tygodniu, potem raz na dwa tygodnie.
Aktualnie, całą rodziną ogarniamy nasze 50 m kw. gdyż od zawsze powtarzam, że mama nie jest od sprzątania i każdy powinien dbać o porządek wokół siebie. Córka przykładowo potrafi zrobić pranie, nastawić suszarkę czy załadować zmywarkę, a 4-letni syn chętnie odkurza swój pokój czy ściera kurze. Mąż też nie należy do tych mężczyzn, którzy uważają, że wszystko wokół niego ma zrobić kobieta 😉
Renata Zielezińska: Czy łącząc pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, da się wtedy zaplanować pracę, ewentualnie deadline na wykonanie zlecenia?
Anna Koczur: Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, czyli dzieci są zdrowe i uczęszczają do szkoły, przedszkola, to jestem w stanie wszystko tak zaplanować, aby pogodzić pracę etatową z prowadzeniem firmy. Schody zaczynają się w przypadku choroby, któregoś z nich, czy tak popularnego ostatnimi czasy „zdalnego nauczania”. Tego ostatniego etapu nie wspominam z resztą zbyt dobrze, gdyż wywrócił nasze życie do góry nogami. Mam elastyczny czas pracy, który pozwala wykonywać mi zlecone zadania w blokach godzinowych. Prowadzenie firmy również odbywa się etapami, nie każdego dnia. W przypadku zdalnego nauczania, które w 1 i 2 klasie szkoły podstawowej dość mocno mnie angażowało, musiałam pracę odłożyć na popołudnie i wieczór, aby wykonać zlecone zadania, kiedy mąż wróci ze swojej pracy i ogarnie dzieciaki.
Renata Zielezińska: Czy mama prowadząca biznes miewa dylematy i obawy? Jeśli tak to jakie?
Anna Koczur: Największy dylemat dla mnie, jako kobiety przedsiębiorczej to, wprowadzony przez rząd PISu, Nowy Ład. Uważam, że jest to bardzo krzywdzące rozwiązanie, szczególnie dla właścicieli mikro i małych przedsiębiorców, którzy wiele lat pracowali po kilkanaście godzin na dobę na sukces swojej firmy, a teraz mają płacić jeszcze wyższe podatki czy składki zdrowotne naliczane od dochodu, tylko dlatego, że osiągnęli ciężką pracą mniejszy lub większy sukces… Nie sądziłam, że będę żyła w kraju, w którym wspiera się osoby niepracujące, a karze osoby przedsiębiorcze, które chcą w życiu coś więcej osiągnąć. Jest to niesprawiedliwe, krzywdzące i nie zachęca do podjęcia żadnej pracy.
Renata Zielezińska: Czy prowadząc firmę jako młoda mama, warto ułatwiać sobie życie i codzienne obowiązki np. zatrudniając firmę sprzątającą, która ogarnie dom albo zamawiać obiady z restauracji, a dzięki temu same możemy przeznaczyć więcej czasu na pracę?
Anna Koczur: Oczywiście, że tak. Tak jak już wspomniałam, warto angażować dzieci od najmłodszych lat do pomocy. Moja córka ma swoje obowiązki, jeśli chodzi o sprzątanie, pomaga mi przy synku, wie jak zrobić pranie, jak poskładać ubrania i je ułożyć w szafie. Nie wychowuję dzieci w przekonaniu, że mama jest od sprzątania i gotowania. Mój mąż bardzo pomaga mi przy dzieciach, to znaczy, gdy on wraca z pracy do domu, to rzeczywiście z nimi jest – wspólnie się uczą i bawią. Mamy partnerski podział obowiązków w domu. Aczkolwiek miewam momenty, że czuję się przytłoczona ich ilością. Ale wszystko się tak posypało od wprowadzenia pandemii. Nauka zdalna u córki była ogromnym obciążeniem, bo nagle moją zdalną pracę na etacie i pracę w firmie musiałam pogodzić z realizowaniem od drugiej połowy 1 klasy szkoły podstawowej programu nauczania, otrzymywanego początkowo na maila, a potem z pomocą córce przy lekcjach zdalnych w klasie 2. Dopiero od 3 klasy szkoły podstawowej można mówić, że wszystko zaczyna wracać do normalności.
Córka jest już na tyle samodzielna, że nie muszę już przy niej siedzieć, gdyż daje sobie radę przy komputerze. Tak czy inaczej, pomoc w opiece nad dziećmi, zamawianie obiadów, czy pomoc w sprzątaniu nie uważam za ujmę, gdyż osobiście wolę poświęcić ten czas, na coś, w czym jestem dobra, niż na coś, co jest dla mnie bezproduktywne.
Renata Zielezińska: Czy klienci wiedzą, że ma Pani 2 dzieci i czy nie odstrasza ich myśl, że młoda mama będzie „zawalać terminy”?
Anna Koczur: Już nie taka młoda ;). Ale poważnie, to klienci wiedzą, że mam dwójkę dzieci, bo lokalnie jestem znana jako „Beskidzka Mama”. Bycie mamą jest w moim przypadku niewątpliwym atutem, gdyż piszę o miejscach, które sama odwiedzam z rodziną, produktach i usługach, z których korzystamy. Partnerzy biznesowi uważają to za ogromny atut i cenią mój punkt widzenia. Niejednokrotnie zwracam uwagę na rzeczy, których sami nie dostrzegają, więc tym bardziej taka współpraca przynosi korzyści obydwu stronom.
Renata Zielezińska: Gdzie leży złoty środek – jak ogarnąć dzieci i firmę i nie zwariować? Może istnieją jakieś zasady, porady, których warto się trzymać? Są jakieś wskazówki, które dałabyś innym kobietom, które planują prowadzić własny biznes?
Anna Koczur: Złoty środek, który sprawdzi się u wszystkich, nie istnieje. Każdy musi dopasować biznes/pasję do siebie i swojego życia. Całkiem dobrym pomysłem jest spróbowanie swoich sił w ramach działalności niezarejestrowanej. Aby nie zgłaszać firmy do CEIDG, miesięczny przychód nie może przekroczyć 1400 zł. Jest to ciekawe rozwiązanie dla kobiet, które chciałyby sobie dorobić na macierzyńskim, gdyż w swojej pracy bardzo często spotykam kobiety, które tworzą w domowym zaciszu niepowtarzalne rękodzieło. Sama z resztą, będąc w ciąży i potem na macierzyńskim, odkryłam pasję do decoupage.
Bardzo powszechne na Podbeskidziu stało się przykładowo pieczenie tortów, robienie pierogów na zamówienie, szycie ubranek dla dzieci czy tworzenie biżuterii i innego rękodzieła. Kiedy pytam moje Beskidzkie Mamy, co im daje taka forma działalności, to zgodnie przyznają, że czują się pewniejsze siebie, bardziej docenione przez otoczenie i cieszy je fakt posiadania niewielkich, ale swoich pieniędzy. Jedno co mogę doradzić innym mamom, to na pewno to, że warto się rozwijać i mieć odskocznię od macierzyństwa. Działa ona uzdrawiająco, nie tylko na relacje z dziećmi, ale także z partnerem.
Warto pielęgnować własne pasje, choćby to miało być wyjście raz w tygodniu na zajęcia taneczne czy basen. Jeśli jesteśmy sfrustrowane monotonią naszego życia, to próbujmy małymi kroczkami coś zmieniać. Jak powiedział kiedyś Albert Einstein „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”.
Renata Zielezińska: Jak bardzo angażuje Cię Twoja firma?
Anna Koczur: Moja firma zaprząta mi głowę cały czas. Ogarnąć społeczność blisko 20.000 mam, do tego dwie grupy na Facebooku, konto na Instagramie i TikToku, to nie łatwe zadanie, ale to moja pasja. Często otrzymuję pytania z różnych dziedzin i o różnych porach i nikogo staram się bez odpowiedzi nie zostawić, aczkolwiek jest to absorbujące, kiedy ktoś o 23.00 w sobotę piszę z pytaniem, czy jeszcze działa rabat na hasło „Beskidzka Mama” do dentysty, czy optyka, albo jakie miejsce polecam na sanki z dziećmi.
Niejednokrotnie dostaję zapytania na Messengera od klientów, z pytaniem, w jaki sposób mogą promować biznes na moich kanałach, aby przyniósł oczekiwany efekt. Właściwie moją poradę, co do zastosowanej kampanii, mają gratis, bo klient klientowi nierówny. Czasem lepiej zadziała reklama w formie konkursu, a innym razem relacja na insta stories, gdzie przyjadę, nakręcę materiał filmowy i wstawię na swoje kanały. Zarabiam na reklamie, ale angażuję się całą sobą, aby przekaz był ciekawy, wiarygodny i dotarł do jak największego grona moich odbiorców. Zdarza się, że odmawiam wykonania zlecenia z uwagi na fakt, że coś jest sprzeczne z moimi przekonaniami lub po przetestowaniu, nie daje spodziewanych rezultatów.
Największa satysfakcja to zadowolenie mam, które często dziękują za polecenie jakiegoś miejsca czy usługi. Piszą, że dzięki mnie dowiedziały się o miejscu, które mają w sąsiedniej miejscowości, a do tej pory nie wiedziały. To cieszy i daje powera. Jeśli się kocha, to co się robi, to nie czuje się, że się pracuje i ja tak mam ze swoją firmą.
Renata Zielezińska: Czy na Twojej zawodowej drodze spotykały Cię jakieś niepowodzenia? Czy raczej było to pasmo sukcesów?
Anna Koczur: Nie wiem, czy niepowodzeń, ale było parę decyzji, które bym zmieniła. Przede wszystkim wybór studiów, zupełnie nieadekwatny do tego, czym się aktualnie zajmuję. Najchętniej zamieniłabym studia z anglistyki na dziennikarskie lub związane z grafiką edytorską czy social media. Brakuje mi także biznesowego spojrzenia, aby moja działalność była bardziej rentowna. To wciąż bardziej pasja, niż biznes, z którego mogłabym w dzisiejszych, niepewnych czasach, się utrzymać.
Największy kryzys miałam po urodzeniu synka, który okazał się całkowitym przeciwieństwem córki. Najchętniej wisiałby na piersi i spał na mamie… co bardzo utrudniało organizację pracy… Do tego doszła choroba autoimmunologiczna córki o podłożu emocjonalnym. Prawie 2 lata trwało postawienie trafnej diagnozy, gdyż lekarze w naszym regionie, co z przykrością muszę stwierdzić, leczyli nas bezskutecznie, antybiotykami. Choroba objawiała się regularnymi, comiesięcznymi nawracającymi anginami (wysokie gorączki, naloty na migdałach) i dopiero, idąc za radą jednej z blogerek, zapisałam się na prywatną wizytę w Krakowie, do pediatry – immunologa, która postawiła trafną diagnozę – zespół Pfapa (zespół nawrotowych gorączek). Przy tej okazji chciałabym bardzo podziękować Ilonie Kosteckiej z Poznania (znanej jako Mum and the city), która poprzez swoje relacje i późniejszą wymianę wiadomości, nakierowała mnie na właściwego specjalistę.
Mimo dziesiątek tysięcy obserwatorek i licznych wiadomości, jakie otrzymuje na co dzień, od razu mi odpisała. To był przełom! Najgorsze jest to, że żaden z kilku pediatrów i laryngologów, u jakich zdążyłam być z córką, nie podpowiedział nawet, aby udać się z dzieckiem do immunologa… Także pierwsze 2 lata po urodzeniu synka były najcięższe i myślałam wtedy, aby całkowicie zrezygnować z prowadzenia firmy. Kiedy zapisałam synka w wieku 2,5 lat do przedszkola i choroba córki zaczęła powoli ustępować, to mogłam na nowo rozwinąć skrzydła.
Renata Zielezińska: A jak w tym wszystkim pielęgnować relacje z Partnerem?
Anna Koczur: Wydaje mi się, że kryzysy w związkach są nieuniknione po urodzeniu pierwszego czy kolejnego dziecka. Siłą rzeczy to kobiecie wywraca się bardziej świat do góry nogami. To w niej rośnie bowiem nowe życie, to ona musi się zmagać z huśtawką hormonów czy doświadczać wszelkich zmian w swoim ciele, że nie wspomnę już o samym momencie porodu i dochodzeniu do siebie po nim. Nic już nie jest potem takie samo, jak było i każdy dzień przynosi nowe wyzwania.
Fajnie, jeśli Partner to rozumie i wspiera, a jeśli tak nie jest, to niejednokrotnie trzeba mu to uświadomić. Ważna w tym wszystkim jest komunikacja. Należy też dać sobie nawzajem miejsce na swoje pasje i zainteresowania, gdyż obydwoje ludzi w związku muszą mieć czas, aby od siebie odpocząć i zatęsknić na nowo. Myślę, że tak wiele rozwodów w obecnych czasach bierze się z braku wspólnych zainteresowań i tematów do rozmów. Ludzie, poznając się zwykle w młodym wieku, nie zastanawiają się często, jak ich życie będzie wyglądało po 10 czy 15 latach związku.
Po pewnym czasie przestaje ich cokolwiek łączyć, a dzieci niejednokrotnie nie są wystarczającym spoiwem, aby spędzić ze sobą całe życie. W naszym przypadku jest tak, że jeżeli tylko możemy się gdzieś wyrwać tylko we dwoje, to to robimy. Stworzyłam nawet w tym celu hashtag – #StarzyNaWychodnym, którym oznaczam miejsca, gdzie bywamy tylko we dwoje, aby pokazywać mamom, żeby nie zapominały o relacjach damsko-męskich. To bardzo zbliża. Chodzimy do kina, teatru, na wystawy czy koncerty. Czasem nawet w ciągu dnia uda się nam wyrwać na kawę. Kiedy zapytałam ostatnio mojego męża, przy okazji komedii, w której poruszony był temat relacji, za co właściwie mnie ceni najbardziej, to bez wahania powiedział, że za ciągły rozwój.
Wydaje mi się, że to właśnie zainteresowania, jakie w sobie pielęgnujemy, powodują, że się sobą nie nudzimy, mamy o czym rozmawiać i kiedy gdzieś razem uda się wyskoczyć, to o dziwo, mało rozmawiamy na temat naszych dzieci, poświęcając ten czas na inne tematy, na które w ferworze dnia codziennego, nie mamy za bardzo czasu. Myślę, że związki zbudowane na przyjaźni, to takie, które przetrwają bardzo wiele. Mój mąż jest bez wątpienia nie tylko moim partnerem, ale przede wszystkim przyjacielem. Jego ciągłe wsparcie i obiektywizm jest nieocenione, a fakt, że również jest przedsiębiorcą, powoduje, że mamy podobne spojrzenie na życie, wychowanie dzieci czy sytuację w kraju. Trafnie określa dojrzały związek cytat Antoine de Saint-Exupery: „Kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku”.
Renata Zielezińska: Czy masz własne patenty, które ułatwiają Ci życie jako mamie i kobiecie pracującej? Chętnie je poznam (myślę, że czytelniczki bloga również)?
Anna Koczur: Jednym z moich ostatnich odkryć, jest suszarka na pranie. Nie wiem, kto wymyślił to genialne urządzenie, ale zasłużył co najmniej na Nobla! Pranie jest suche w 1,5 godziny i nie wymaga prasowania.
Renata Zielezińska: Czasem jest tak, że kobieta ma aspiracje, by mieć odskocznię od pieluch, chce rozwijać własną pasję i pracować. Innym razem okoliczności niejako zmuszają młodą mamę, by wróciła do pracy. Co radzisz młodym mamom: wracać jak najszybciej do pracy czy jak najdłużej zostać z dziećmi w domu?
Anna Koczur: Patrząc z perspektywy dwójki dzieci, uważam, że warto wrócić do aktywności zawodowej po okresie urlopu macierzyńskiego, choćby na pół etatu. Tak naprawdę im dłużej się zwleka, tym gorzej. Według dostępnych informacji, co 3 Polka, między 20. a 64. nie pracuje, a im dłużej kobieta jest poza rynkiem pracy, tym mniejsza szansa, że uda się wrócić do niej na stałe. Wiele takich kobiet może w przyszłości nie mieć uprawnień nawet do minimalnej emerytury. Będą skazane na pomoc państwa, a nikt dziś nie wie, jaką pomoc państwo będzie w stanie zaoferować kobietom zagrożonym ubóstwem. Kondycja finansów publicznych jest coraz gorsza i nie widać szansy na poprawę… Mam wrażenie, że sytuacja ta spowodowana jest w głównej mierze coraz większymi środkami, jakie Rząd przekazuje na programy społeczne, kupując tym samym głosy wyborców, a nie biorąc pod uwagę sytuacji ekonomicznej całego kraju. Według danych GUS, od 2013 roku systematycznie spada liczba kobiet, które nie podjęły zatrudnienia po urodzeniu dziecka. Do wspomnianego roku wskaźnik ten rósł, jednak od 2014 roku spada, odnotowując w 2019 roku rekordowo niski poziom.
Dla mnie osobiście powrót do pracy był ogromną ulgą. Miałam odskocznię i czułam się lepiej sama ze sobą. Co mogę poradzić innym mamom? By znalazły taką odskocznię, która będzie im dawała satysfakcję. To nie musi być nic wielkiego. Na początek można zacząć od słuchania ciekawych podcastów. Polecam cykl „Expert w Bentley’u” prowadzony przez Macieja Wieczorka. Jest to seria inspirujących wywiadów z różnymi ciekawymi ludźmi – ekspertami w swojej dziedzinie. Bardzo otwiera głowę na różne kwestie, nie tylko biznesowe. Warto pamiętać, że każda z nas jest inna, ma różne zainteresowania, potrzeby i czego innego oczekuje od życia.
Renata Zielezińska: Bardzo dziękuję za podzielenie się ze mną oraz czytelniczkami bloga lifestylowo-parentingowego SposobyNaZycie.pl swoją historią i patentami na życie jako mama i bizneswoman. Życzę kolejnych sukcesów i wytrwałości. Zachęcam do odwiedzania magazynu parentingowego dla mam z Podbeskidzia: https://www.beskidzkamama.pl.
Anna Koczur: To ja dziękuję! Zazwyczaj jestem bowiem po drugiej stronie, czyli to ja przeprowadzam wywiady. Jesteś pierwszą osobą, która zadała sobie trud, aby w tak wnikliwy sposób poznać moją historię. Dziękuję Ci za to.