Zaczyna się! Ten sezon roku, którego nie lubię najbardziej. Nie dlatego, że robi się zimno, mroźno i pada. Ale dlatego, że ani rano, ani wieczorem nie można wyjść na spacer. Nie można też otworzyć i przewietrzyć mieszkania. No, chyba że chcemy się „zagazować” śmierdzącym dymem z kominów.
Nie planowałam pisać na ten temat, ale bywają takie sprawy, które niesamowicie mnie bulwersują. I ta jest właśnie jedną z nich. Na stronie naszego miasta przeczytałam interesującą notatkę. Jak zauważa nasza Straż Miejska, wieczory są chłodne i rozpoczął się sezon grzewczy. Jednak od 1 maja 2018 roku na terenie naszego województwa obowiązuje tzw. uchwała antysmogowa z dnia 18 grudnia 2017 roku. Wprowadza ona zakaz spalania najgorszej jakości paliw stałych np. bardzo drobnego miału, węgla brunatnego oraz paliw produkowanych z jego wykorzystaniem, mułów i flotokoncentratów węglowych oraz biomasy stałej o wilgotności przekraczającej 20%. Co więcej, w owej notatce czytam „niestosowanie się do tej uchwały jest wykroczeniem z art. 334 ustawy Prawo ochrony środowiska, które jest karane grzywną do 5 tysięcy zł. A oprócz tego spalać nie można także odpadów, plastików, lakierowanego drewna czy klejonych kartonów”.
Mimo wszystko, w sumie jeszcze nie jest jakoś mocno zimno ani mroźno, ale czasem mam ochotę krzyknąć: „czym Ty człowieku palisz w piecu”.
Zastanawiam się, czy to śmierdzące powietrze jesienią i zimą (ewidentnie powstające w procesie spalania w piecach grzewczych) jest koniecznością. Naprawdę nie ma innego wyjścia? Przecież taka sytuacja ogranicza możliwość uprawiania aktywności fizycznej i po prostu nas truje. Czasem ten dym jest tak duszący i nie do zniesienia… że trzeba się „kisić” w niewywietrzonym mieszkaniu.
Czy efektem spalania śmieci i odpadów, generujących smród i zanieczyszczenie powietrza, jest chęć zyskania oszczędności? Czy właściciele domów jednorodzinnych w ten sposób chcą zaoszczędzić? Spalając śmieci, zamiast płacić za ich wywóz? Chyba nie tędy droga, bo przecież trują też siebie. A oszczędzać w gospodarstwie domowym można inaczej. O czym napiszę wkrótce w jednym z kolejnych postów.
To rzeczywiscie spory problem i takze mnie denerwuje, ale widze tez druga strone. Niestety znam sporo rodzin zyjacych w skrajnej biedzie, ktore po prostu nie maja czym palic. Nawet jesli dostaja pomoc z opieki spolecznej czy dofinansowanie na zakup wegla to jest to zbyt malo na cala zime. Zalezy to tez od roku no i inaczej jest tez w centrum miasta a inaczej poza, gdzie niektorzy ludzie jeszcze chodza do lasu po drewno, nawet jesli wiaze sie to z grzywna. Mysle, ze dopoki beda przypadki skrajnej biedy i takie rozwarstwienie spoleczne trudno jest wyeliminowac calkowicie ten problem. Poza tym to tez kwestia edukacji, niektore osoby zyja w niewiedzy, ze szkodza zarowno sobie jak i innym, no i jest tez brak wrazliwosci tych co wiedza, ale ich to w ogole nie obchodzi. Dlatego tez potrzebna jest edukacja od malego i uwrazliwianie.
Kamilo, dziękuję za niezwykle cenną wypowiedź. Rzeczywiście, masz sporo racji. A szczerze przyznam, że post powstał pod wpływem emocji.
Mieszkasz na ulicy, na której nie ma skrajnej biedy. A śmieci idą w komin „aż miło”. Mentalność ciężko zmienić. To idzie w kosmiczny eter a nie w płuca smrodziarza. Wyprowadzamy się. Oczyszczacz nie pomoże na spacerach.
Niestety problem smrodów z kominów dotyczy też lata. Ludzie smrodza nawet w upalne dni. Nie przejmują się ze za płotem oddycha sąsiad. Dlatego latem powinien być zakaz palenia w piecach węglowych i kominkach. Od zimnej wody jeszcze nikt nie umarł a od trucizny z komina niestety tak.